sobota, 23 sierpnia 2014

4. Prawda i nadzieja




    Melanie siedziała w kuchni z kubkiem parującej kawy w ręce. Pijąc ją małymi łyczkami, patrzyła przez okno, za którym rozciągał się widok na pole sąsiadów i rosnący nieopodal las. Kiedyś to ona zastawała swoją mamę, co rano właśnie w tym miejscu. Wstawała ona zawsze przed wszystkimi. Szykowała śniadanie, nalewała do ulubionego kubka kawę, siadała przy oknie i czekała, aż reszta rodziny się obudzi, by podać każdemu z nich ulubiony posiłek.
    Elizabeth Sky była przykładną żoną i idealną matką. Mimo że nie spełniała się zawodowo, a większość czasu spędzała w domu, nigdy się nie skarżyła. A na każdą insynuację, że się marnuje, odpowiadała lekkim uśmiechem. Następnie brała za rękę męża, lub dzieci w objęcia i pytała, czy można chcieć czegoś więcej niż szczęścia bliskich? Rzadko kiedy dostawała odpowiedź na to pytanie. Ale Mel zawsze podejrzewała, że mama się ich nigdy nie spodziewała. Te pytania były bardziej zapewnieniami miłości, niż ciekawości.
    Tak, mama jej i Olivera była osobą niezwykłą, nie szablonową i z wielkimi pokładami miłości. Przez całe dzieciństwo, a później okres dojrzałości Melanie czuła się bez warunkowo kochana. Nawet wtedy, gdy popełniała błędy, nieraz głupie, albo buntowała się bez powodu. Była pewna, że gdyby nie to, to nie byłaby tą samą osobą. To kochająca się rodzina dała jej najwięcej. Nic dziwnego więc było w tym, że gdy jej zabrakło, trudno było jej się pozbierać.
    Teraz było lepiej, starała się iść do przodu i wraz z Oliverem radzili sobie bardzo dobrze. Ale czas żałoby dla niej nie minął. Nie mógł, bo nadal strasznie tęskniła za rodzicami. I nawet po latach nie pogodziła się z ich odejściem.
    Melanie objęła wzrokiem kuchnię i przez jedną chwilę  poczuła się tak, jakby przeniosła się o parę lat w czasie. W powietrzu unosił się zapach pieczonego ciasta i ciasteczek, jaśminu, który stał w wazonie na stole, a który tak kochała ona i tych specyficznych perfum mamy. W garnkach bulgotała zupa i woda, a w piecu trzaskały palące się drwa, które dzień wcześniej narąbał tata. Zegar z kukułką tykał, mierząc każdą sekundę. A w centrum tego wszystkiego krzątała się kobieta, która w pasie przewiązany miała fartuszek w małe kotki. Długie, brązowe włosy miała związane wysoko w kucyk, a mimo to odgarniała nie istniejące kosmyki z twarzy, wyuczonym gestem. Na ustach miała szeroki uśmiech, a gdy śmiała się głośno, to jakby całe pomieszczenie stawało się jaśniejsze.
    Mel bardzo chciała uchwycić to wspomnienie. Na zawsze w nim zostać. Ale rozwiało się ono równie szybko, jak się pojawiło. Wróciła z przykrością do rzeczywistości, gdy do jej uszu doleciało ciche pukanie do drzwi frontowych. Z lekkim westchnieniem wstała ze swojego miejsca i położywszy swój kubek na blat stołu, ruszyła przez korytarz zobaczyć kogo przywiało do ich domu, o tak wczesnej porze. Przekręciła klucz i otworzyła drzwi, i ze zdziwieniem spojrzała na osobę, która stała na progu.


    - Cześć, Melanie - odezwała się drobna blondynka, uśmiechając się niepewnie w jej stronę. - Możemy porozmawiać? Wiem, że… - zaczęła ponownie mówić, ale zamilkła, jakby nie mogła znaleźć słów. - Proszę.


    Na początku Mel miała ochotę zatrzasnąć drzwi przed nosem dziewczyny i wrócić do, już pewnie zimnej, kawy. Po chwili zrobiła jednak krok w bok, by wpuścić gościa do domu. Zaraz jednak, gdy blondynka przekroczyła próg, zamknęła drzwi bardziej zamaszyście, niż normalnie. I nie czekając, aż dziewczyna się odezwie, wróciła do kuchni. Oparwszy się biodrem o szafkę Melanie zdała sobie sprawę, że zachowała się nieuprzejmie, jeśli nie gburowato. Ale szczerze nic jej to nie obchodziło. Zasady dobrego wychowania były w tej chwili jej najmniejszym zmartwieniem. Cud, że w ogóle zdobyła się na to, by wpuścić tę osobę pod swój dach.


    - Mel?


    Melanie podniosła wzrok z podłogi na dziewczynę, która właśnie weszła za nią do pomieszczenia. Przez ostatni rok jej przyjaciółka niewiele się zmieniła. Włosy nadal obcinała na krótkiego boba z prostą grzywką, która kończyła się tuż nad brwiami. Miała wciąż idealną sylwetkę, która tak denerwowała Mel w wieku dorastania. Olivia nigdy się nie odchudzała, gdy ona zaś musiała stosować coraz to nowsze diety, by zachować zgrabną figurę. Nawet styl jej ubierania pozostał bez zmian.
    To było przerażające. Bo przypominało ich ostatnie spotkanie, w tym samym miejscu. Było ono bolesne i za nic w świecie Melanie nie chciałaby go powtórzyć. Więc dlaczego powielała ten sam błąd, co wcześniej? Dlaczego chciała ponownie usłyszeć, co Olivia miała jej do powiedzenia?
    Odnalazła wzrok przyjaciółki i patrząc w jej niebieskie oczy, już wiedziała. Chciała w końcu usłyszeć prawdę.


***


    Obudził się równo z kurami i to dosłownie. Przeklęty kogut za jego oknem piał, co sił w płucach, póki nie otworzył okna i nie rzucił butem w przeklętego ptaka. Próbował później jeszcze złapać resztki snu, który mu tak brutalnie przerwano, ale ten odpłynął bezpowrotnie. Zirytowany i lekko zaspany wstał z łóżka i wziął prysznic we wspólnej łazience na korytarzu, po czym ubrał się i ruszył na śniadanie. Tak, jak mówiła kobieta, nie było w tym miejscu luksusów, ale było za to schludne i co najważniejsze dość spokojne. Nie licząc oczywiście wrzeszczących do wschodzącego słońca kogutów.
    Wczoraj jego gospodyni, która kazała na siebie mówić “pani Henderson”, pokazała mu całe rozmieszczenie pensjonatu. Był on niewielki, kuchnia, przylegająca do niej jadalnia, cztery pokoje dla gości i dwie wspólne łazienki. Na parterze znajdowało się również małe mieszkanko właścicielki, ale jeśli dobrze zarejestrował jego ledwo żywy mózg, pani Henderson była wdową i to bezdzietną, więc nie potrzebowała dla siebie wiele miejsca. Zresztą średnio interesował się życiem osobistym dopiero co poznanej kobiety. Ostatnio, gdy chciał pomóc jednej takiej na łące, został z przezywany i oskarżony o wsadzanie nosa w nie swoje sprawy. Trudno było na tym świecie mieć empatię, lepiej wychodzili w życiu egoiści. Szkoda tylko, że on miał inną naturę.


    - O! Widzę, że mój gość honorowy już wstał - przywitała go gospodyni, gdy tylko przekroczył próg jadalni.


    - Chyba jedyny gość - sprecyzował chłopak, siadając do stołu. - Nie zauważyłem innych ludzi.


    - Jeśli jedyny, to i honorowy. - Machnęła ręką kobieta, w której trzymała szmatkę. - Siadaj, siadaj, zaraz podam śniadanie. Mam nadzieję, że lubisz jajka i bekon? Nie miałam czasu się przygotować i w lodówce znalazłam tylko to.


    On tylko wzruszył ramionami, po czym pokiwał energicznie głową, gdy zobaczył przenikliwy wzrok właścicielki.


    - I bardzo dobrze. - Uśmiechnęła się kobieta i zniknęła w kuchni.


    Zaledwie po godzinie spędzonej z panią Henderson musiał stwierdzić, że zaczęła go ona przerażać. Wyglądała może i na poczciwą staruszkę, ale tylko głupiec nie potrafiłby dostrzec siły, która kryła się w każdym jej ruchu. Jej oczy też co, nieco zdradzały. A przede wszystkim, gdy patrzyła na człowieka w chwili, gdy ten już miał się z czymś z nią nie zgodzić.


    - No i śniadanie godne króla! - wykrzyknęła gospodyni, podchodząc do niego z tacą. - Smacznego!


    Spojrzał na talerz i na sam widok, i zapach poleciała mu ślinka. Nie pamiętał kiedy jadł porządne śniadanie. Ba! Jakikolwiek posiłek. Miał ogromną ochotę od razu wziąć się do jedzenia. Jednak jedna sprawa nie dawała mu spokoju. Widząc więc, że kobieta ma zamiar go opuścić od razu postanowił rozwiązać ten problem.


    - Pani Henderson, nie wie może pani, czy w okolicy nie poszukuje ktoś pracownika?


    - Tutaj? - zdziwiła się właścicielka, a gdy on pokiwał głową, westchnęła. - Oj, to ty trudne pytania zadajesz, kochanieńki. Wczoraj o hotel, dziś o pracę. To ty nie widzisz, że to nasze miasteczko to dziura zabita dechami? Może i urokliwa dziura, ale to bez znaczenia.


    Te słowa potwierdziły tylko jego wcześniejsze przypuszczenia. Zresztą wcale go to nie zdziwiło. Odkąd sięgał pamięcią miał ciągle pod górkę. Czy to, że się tutaj znalazł nie było tego dowodem? Zasępił się i wbił wzrok w talerz z jedzeniem. Jakoś stracił apetyt, a przecież powinien coś zjeść. Budżet mu się kończył i nie wiedział na ile takich posiłków jeszcze starczyłoby mu pieniędzy.


    - No, coś się tak zasmucił? - burknęła kobieta. - Powiedziałam tylko, że trudne pytania zadajesz, odpowiedzi dokładnej ci jeszcze nie dałam.


    Podniósł wzrok na staruszkę i musiał się bardzo postarać, by nie wzniecić w sobie zbytniej nadziei.


    - Dopiero, co przedwczoraj spotkałam na rynku Emmę Worth, moją przyjaciółkę i ta coś wspomniała o problemie panienki Sky z pracownicą. Wcale mnie zresztą to nie dziwi, Sara do dobrych ludzi nie należy. Szkoda mi tej dziewczyny, taka młodziutka, a już tak los ją pokrzywdził.


    - Kogo? Sarę? - zapytał lekko zagubiony.


    - A gdzie tam! Przecież mówię, że ona to diabeł, a raczej diablica wcielona. O panience Sky mówię, słuchajże uważnie - fuknęła pani Henderson, a on zamilkł pewien, że to najlepsze wyjście. - A o czym ja to...A, tak! No i Emma mi mówiła, że w kawiarni nie ma kto pracować, skoro ta zołza się zwolniła. Coś słyszałam, że sama Emma ma tam pomagać, ale ona swoje lata ma. Nawet jeśli się do nich nie przyznaje. Za młodzieniaszkę chce uchodzić, a przecież każdy wie…


    Tego już nie słuchał. Wyłączył się całkowicie. Miał nadzieję i jeśli by tylko to dobrze rozegrał, może los by się do niego uśmiechnął. W tempie ekspresowym zjadł już letnie jajka i bekon, i paroma łykami wypił kawę. Po czym od razu zaczął się żegnać z właścicielką, dziękując jej solennie za wspaniałe śniadanie.
    Następnie wpadł na moment do swojego pokoju, wziął czapkę oraz prawie pusty plecak i opuścił pensjonat. A gdy tylko to zrobił od razu skierował się w kierunku rynku gdzie, jak sądził musiał znajdować się jego cel - kawiarnia. A w niej niejaka panienka Sky, która po prostu musiała go zatrudnić.


***


    Melanie w  tamtej chwili nie było w kawiarni. Tak naprawdę zdawało jej się, że w ogóle przestała istnieć. Siedziała skulona na zimnej ziemi w kuchni i patrzyła na drzwi, przez które tuż przed chwilą wyszła Olivia. Wbijała w nie wzrok, ale tak naprawdę ich nie widziała. Wszystko wokół niej wydawało się nierzeczywiste. Tak samo jak słowa, które wypowiedziała jej była przyjaciółka. Cały potok słów, które miały sprawić, by ona sama poczuła się lepiej. Ale nie Mel. Ona z każdym zdaniem czułą się coraz gorzej.
    Zamknęła oczy, by odgrodzić się od świata. Objęła się ramionami, by się zasłonić. Jeszcze chwilę, jeszcze moment, puki Oliver spał. Jeszcze tę wieczną sekundę mogła się owijać swoim bólem.
    Gdzieś w głębi domu zadzwonił telefon. Zatkała więc i swoje uszy. Chciała cierpieć, bo miała do tego prawo, miała cholernie wielkie prawo.



***

I, jak oceniacie ten rozdział?
Pytam poważnie, bo ja jakoś nie jestem, co do niego przekonana. Nie wiedziałam, jak opisać uczucia Melanie w ostatniej scenie. Miałam z tym poważny problem…
Ech...ocenę zostawiam wam.

Dziękuję tutaj również serdecznie za wszystkie komentarze  pod poprzednim rozdziałem. Jesteście wszyscy wielcy:)

7 komentarzy:

  1. Hmm.. szkoda, że nie opisałaś rozmowy Mel z jej przyjaciółką. Teraz zastanawiam się o co chodziło..
    http://14-dni.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetny rozdział, z resztą jak każdy :D Ujęłaś mnie opisami dzieciństwa Melanie; lepiej bym sobie tego nie wyobraziła. Zupełnie nie wiem czemu rozbawił mnie opis pani Henderson: '(...) A przede wszystkim, gdy patrzyła na człowieka w chwili, gdy ten już miał się z czymś z nią nie zgodzić'.
    Zgadzam się z komentarzem powyżej: wielka szkoda, że nie zamieściłaś rozmowy Melanie z Olivią. O co w ogóle chodziło? To pytanie nadal nie daje mi spokoju :)
    Jak widać nie pozostaje mi nic innego, jak tylko czekać na kolejną notkę, która mam nadzieję pojawi się bardzo szybko :)
    Pozdrawiam cieplutko i życzę Ci dużo weny
    ~ Rose ~

    P.S. Prosiłaś żeby informować Cię o nowych rozdziałach na moim blogu, tak więc jestem :) Jeśli masz ochotę to zapraszam :)
    http://hogwart-naszymi-oczami.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Po pierwsze, dziękuję za tak pozytywny komentarz!:) Każde słowo o tym, co pisze dodaje mi skrzydeł. A jeszcze, gdy owe słowa są tak pozytywne, to ogólnie wypełnia mnie euforia i chęć do dalszego pisania:)

      Jeśli chodzi o rozmowę Mel z Olivią, to w następnym, bądź jeszcze kolejnym *zależy jak mi się to rozłoży* rozdziale będzie jako, takie wyjaśnienie tej sceny:)
      Mam nadzieję, że nie zawiodę...:)

      Usuń
  3. Jak wiesz, bloga Hogwart Naszymi Oczami tworzy kilka osób - w tym ja i Rose, która napisała swój komentarz powyżej. ;) Ale ja po prostu kocham Twoje opowiadanie, więc napiszę komentarz jeszcze od siebie. ;)
    Więc nie wiem po prostu, co napisać. Brak mi słów. :) Rozdział jest zabójczy. Masz taki oryginalny styl pisania, taki lekki i przyjemny, że opowiadanie od razu nabiera spokojnego, czarującego klimatu...
    Więc po pierwsze - opis matki Melanie. Byłam bardzo ciekawa jej postaci, a teraz dowiaduję się, że była po prostu idealną matką. Miała z pewnością sporo na głowie - dom, dzieci, mąż, wychowanie, pranie, sprzątanie i gotowanie - czyli po prostu nadmiar obowiązków. ;) Mimo to pozostała szczęśliwa, wiecznie uśmiechnięta, oddana swojej rodzinie. ;* Musiała być doprawdy cudowna...
    Wspomnienia Mel były również wspaniałe. Mogłam sobie przez chwilę wyobrazić całą sytuację: Mel siedzi przy oknie, jej kubek z napojem paruje, a ona przenosi się myślami do czasów swojego dzieciństwa... Dostrzega matkę, krzątającą się po kuchni, czuje zapach czegoś smakowitego... Od razu Twoje opowiadanie nabrało takiej... magii. ;)
    A potem nagle wchodzi była przyjaciółka Mel i wszystko znika jak bańka mydlana. Świetnie opisałaś jej wygląd, styl. Po prostu w opisach sytuacji, uczuć i postaci jesteś doprawdy mistrzem. ;)
    A tajemniczy chłopak... Heh, rozbawiło mnie to, jak rzucił butem w koguta. ;) Po prostu, jak to przeczytałam, to omal nie spadłam z krzesła. ;* Staruszka (która coraz bardziej mi się podoba, jest taka żywa i przedsiębiorcza) zdradziła mu, że Mel szuka pracownika. A chłopak od razu pognał w stronę kawiarni. Pewnie bardzo potrzebuje pieniędzy... Cóż, jeśli panna Sky go przyjmie, może być naprawdę ciekawie. :) Może wtedy jeszcze lepiej poznamy tajemniczego przybysza. ;*
    A końcowy opis przeżyć Mel był po prostu doskonały. Charakterystyczne powtórzenie na końcu pozwoliło wczuć się w uczucia bohaterki. Moim zdaniem - mistrzostwo. ;)
    Gratuluję Ci naprawdę. ;) Za każdym razem sprawiasz, że Twoje opowiadanie jest... no nie wiem jak to napisać... jest jak melodia, ładnie przeplatana, magiczna, dźwięczna. :) Aż chce się czytać więcej i więcej. :) Tak więc czekam na kolejny rozdział z niecierpliwością. Nawet nie wiesz, jak się cieszę, że trafiłam na Twojego bloga. ;) To moje ulubione opowiadanie, które aktualnie czytam. :)
    Tak więc zapraszam do mnie. :) I proszę, żebyś nadal mnie informowała o nowych rozdziałach. Buziaki,
    Evenstar ;*
    http://hogwart-naszymi-oczami.blogspot.com/
    P.S. No i znowu się rozpisałam. Ale to doprawdy nie moja wina. ;) Taką mam już gadatliwą naturę. A Twoje opowiadanie jest boskie. ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jestem cała czerwona! Zawstydziłaś mnie!:)
      Ale z drugiej strony kamień spadł mi z serca. Zaczynając pisać to opowiadanie wydawało mi się banalne i mało spójne. Przywracasz mi wiarę!:)

      Cóż, a ogólnie mój komentarz, do twojego komentarza:
      Lubię różnorodne postacie. Dlatego też wciskam do opowiadania takie staruszki, jak Emma, czy pani Henderson.:)
      Co do wspomnień Mel z dzieciństwa, cóż troszkę się wspomagałam moimi własnymi. Ale tylko po części, mojej mamy nigdy bym nie wcisnęła w fartuszek;)
      Evenstar, uważaj! Nie chcę być przyczyną twojej kontuzji! Najlepiej przyklej się do krzesła, a samo krzesło przybij do podłogi:)

      Uwielbiam takie rozpisywanie się, więc się nie powstrzymuj:) I naprawdę bardzo się cieszę, że tak dobrze oceniasz moją pisaninę, wiele to dla mnie znaczy:) A co do opisów. Nie cierpiałam ich z całego serca. Nadal z trudnością mi one wychodzą, piszę je, zmieniam i znów zmieniam. A i tak nie są do końca takie, jak bym chciała:)
      Pozdrawiam!

      Usuń
  4. Cudowny!
    Wciągnęło mnie totalnie :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Matka Mel wydawała się być taką... kochaną osobą, wręcz nie z tego świata. Zupełnie tak, jakby stała za lekką osłoną idealności i równoczesnego matczynego ciepłą D: twój opis mnie wzruszył.
    Olivia. Nowa postać! Aż jestem ciekawa o co może chodzić. Czytam dalej C:
    Widzę jeden malutki błąd. Póki pisze się przez "ó", a nie "u". Akurat mam obsesję na punkcie tego słowa XD...
    Pani Henderson mnie przeraża XD. Ta jej siła w spojrzeniu i czynach. Fajna babeczka!
    Wiedziałam, że padnie propozycja pomocy u Mel. Ahahaha. To się chłop zdziwi, jak tam pójdzie XD.
    Opis uczuć Mel dobrze ci wyszedł, ale za cholerę nie mam pojęcia o co chodzi i chcę się tego jak najszybciej dowiedzieć! No, już! Dawaj mi tu następny rozdział XDD!

    OdpowiedzUsuń

Zaczarowani