sobota, 16 sierpnia 2014

3. Idealne miejsce




    Kawiarnia Melanie miała uroczą nazwę “Utopia”. Oczywiście wydawało się tak samej właścicielce, bo reszta mieszkańców, widząc szyld, uśmiechała się z pobłażaniem. Ci bardziej złośliwi pukali się w czoło i wymieniali uwagi na temat dziwnych pomysłów panienki Sky.
    Samej zainteresowanej nic nie obchodziło to gadanie ludzkie. Dla niej ta właśnie nazwa była perfekcyjna. Tym bardziej, że wymyśliła ją wraz z Oliverem. Ich dwoje, jak nikt inny wiedzieli, co znaczy marzyć o idealnym miejscu, gdzie problemy, zły los i wypadki się nie zdarzają.
    I właśnie ta idea cały czas towarzyszyła Mel, gdy zaczęła tworzyć kawiarnię. Na ściany wybrała lekki, pastelowy zielony kolor, który kojarzył się z wczesno-wiosenną trawą na łące. Podłogę wyłożyła jasno-brązowymi panelami. Okrągłe, drewniane stoliki stały rzędem przy oknach. Ich blaty okrywały malutkie, białe obrusiki. Na środku każdego z nich położony został wazon ze świeżo ściętymi kwiatami. Melanie nie uznawała sztucznych kwiatów, pod żadną postacią. Dlatego też każdego dnia ruszała do pracy z naręczem żywych i pachnących roślin.
    Całość, jaka ukazywała się po przekroczeniu progu kawiarni, robiła wrażenie. I nawet ci plotkarze, którzy potrafili swoimi uwagami wpędzić najbardziej odporną osobę w depresję, musieli stwierdzić, że “Utopia” była miejscem , w którym miło było przebywać i co więcej chciało się do niego wracać.
     Tego jednak dnia nikt nie mógł skorzystać z pozytywnego wpływu, jaki dawało to miejsce. Ani z wyśmienitej kawy, która tam była serwowana. Kawiarnia była zamknięta na cztery spusty i klienci, którzy przychodzili pod jej drzwi, odchodzili z kwitkiem. Nikt jednak nie mógł wiedzieć, że nie do końca "Utopia" była pusta. Przy jednym ze stolików siedziała Melanie, która podparła brodę na zgiętej ręce i z nieobecnym wyrazem twarzy patrzyła na Emmę, która siedziała naprzeciwko niej i z największą trudnością powstrzymywała swój gniew.


    - Pokaż mi jeszcze raz tę kartkę - warknęła kobieta, wyciągając dłoń  w kierunku Mel. - Może jak jeszcze raz ją przeczytam, to uwierzę, że takie dupki, jak Torres, chodzą po tej ziemi.


    Melanie posłusznie podała papier przyjaciółce. Był cały zmięty i obszarpany od ciągłego czytania. Dziewczyna tyle razy już go składała i rozkładała, przebiegając wzrokiem po literach, że każde zdanie potrafiła wyrecytować z pamięci. A każda litera powtarzana w jej umyśle, zadawała nową iskrę bólu, która momentalnie uwidaczniała się na jej twarzy. Nie pamiętała ile to razy starała się zrozumieć cokolwiek z tego prawniczego bełkotu. Wiedziała jednak tyle, że jej interes był praktycznie skończony.


    - Zgodnie z artykułem bla, bla, bla i ustawą taką, a taką - Em chwilę czytała w ciszy, by po chwili zamaszyście położyć dokument na stole, przy okazji trzaskając ręką w stolik. - Miesiąc. Dał ci cholerny miesiąc, na opuszczenie lokalu! Łaskę ci robi?!


    - Mogę wykupić lokal - zaczęła mówić cicho, ale umilkła, gdy tylko przyjaciółka na nią spojrzała.


    - Dał ci taką możliwość tylko dlatego, bo dobrze wie, że nie masz na tyle pieniędzy - prychnęła kobieta zgryźliwie, ale od razu złagodniała, widząc jej załamaną minę. - Słuchaj, kochanie, coś wymyślimy.


    - Co?


   Gdy odpowiedziała jej cisza, zakryła twarz dłońmi i głośno westchnęła. Tyle samozaparcia, walki, starań i to wszystko na marne. Mogła od razu się poddać wiedząc, że ten biznesmen to bezduszna kanalia.   


    - Póki co, pracuj dalej - usłyszała głos Em. - Mamy miesiąc, to długi okres czasu. Aż się dziwię, że dał ci go tyle.


    Mel wzruszyła ramionami dobrze wiedząc, dlaczego Torres nie przejmował się okresem w jakim miała się wynieść. Po prostu nie wierzył, że ona mogłaby zrobić cokolwiek, by zatrzymać swój interes.


    - A kto stanie za ladą? Nie mam pracownicy


    - A to takie skomplikowane zajęcie? Od czego masz mnie?


Melanie podniosła głowę i z zaskoczeniem spojrzała na przyjaciółkę.


    - Ale Emmo...


    - Żadne "ale Emmo" - parsknęła kobieta. - Jestem na emeryturze, mam masę wolnego czasu. Poza tym, to tylko do czasu aż kogoś znajdziesz.


    - Tak, bo ludzie będą się układać w kolejce, by przyjąć się do pracy w upadającej kawiarni - westchnęła pod nosem, lecz po chwili dodała. - Jesteś aniołem, Em.


    Emma na te słowa machnęła jedynie ręką. Zrobiłaby o wiele więcej, byleby tylko zobaczyć w tych jasnych, błękitnych oczach choć iskierkę nadziei.


***


    Pól godziny później Mel została sama. Nadal siedziała przy tym samym stoliku tyle, że teraz nie powstrzymywała swoich emocji. Nie chciała martwić Emmę, ale nie wierzyła, że przez miesiąc coś się zmieni. Za równe trzydzieści dni ona będzie w tym samym punkcie. Z tym samym wezwaniem. Nie miała pieniędzy, nie miała niczego, co mogłoby przekonać Torresa do zmiany swojego zdania. Ona i tak zostanie z niczym.
    I co powie Oliverowi, gdy nadejdzie czas szkoły? Jak wytłumaczy brak pieniędzy na rehabilitację? Nie spojrzy mu wtedy w oczy. Już czuła, że zawiodła. Przecież miała się nim opiekować. Miała go chronić. A zamiast tego poległa na całej lini. Za miesiąc zostanie bez interesu, bez oszczędności, za to z kredytem, który zaciągnęła, gdy zakładała biznes. Praktycznie widziała te czarne chmury, które ulokowały się nad jej głową i tylko czekały na odpowiedni moment, by lunąć deszczem.
    Nie miała żadnego pomysłu, co mogłaby jeszcze zrobić. Jedyne, co jej przychodziło do głowy, to pójście do tego człowieka i błaganie go na kolanach, by dał jej spokój. I może to właśnie powinna zrobić, ale później musiałaby potłuc wszystkie szyby i lustra w miasteczku, bo nie mogłaby na siebie patrzeć. Przyszłość rysowała się w ciemnych barwach, a ona była bezradna.
    Taki stan rzeczy sprawiał, że aż ją coś bolało od środka. Od trzech lat walczyła o byt. Zawsze znajdowała rozwiązanie nawet w najtrudniejszych sytuacjach. Zawsze, aż do teraz. Tym bardziej, gdy myślała o Torresie miała wiele wizji, gdy ten ginie w męczarniach. Najczęściej oczywiście z jej ręki, takiej przyjemności nie mogłaby sobie odmówić. Nawet teraz, gdy o tym pomyślała lżej robiło jej się na sercu.
    Podniosła rękę i delikatnie podważyła opadniętą żaluzję. Na dworze nadal było jasno, parę sklepów pozostało otwartych. Spacerowicze przechadzali się uliczkami, dzieci biegały z radosnym śmiechem. Przy lodziarni ciągnęła się pokaźna kolejka uśmiechniętych ludzi. Jakiś pies przebiegł przed kawiarnią, szczekając na nieistniejącego intruza. Mimo swojego smutku Mel nie potrafiła powstrzymać lekkiego uśmiechu. Spokój miasteczka zawsze przechodził jakimś tajemniczym sposobem i na nią. To było jej miejsce.
    Przebiegła wzrokiem jeszcze raz po ulicy i już miała zabrać dłoń, gdy coś przykuło jej uwagę. Przez sekundę zdawało jej się, że widziała w tłumie znajomą postać, z charakterystyczną czapką i wielkim plecakiem. Ale już po chwili złudzenie zniknęło, a sama Melanie uznała to za zwykłe przewidzenie. Do miasteczka nie zjeżdżali obcy. Nie mieli tutaj żadnych atrakcji. Po co miał je odwiedzać młody mężczyzna?
    Roześmiała się cicho, po czym wstała od stolika i ruszyła na zaplecze, gdzie zostawiła swoją torebkę. Postanowiła wrócić do domu i spędzić trochę czasu z Oliverem. Kto, jak kto, ale jej brat potrafił sprawić, że wszystko stawało się lepsze. Był jej osobistym psychologiem, a nawet nie zdawał sobie z tego sprawy.


***


    Nie wiedział ile szedł, ale gdy w końcu zobaczył pierwsze zabudowania zdawało mu się, że trwało to wieczność. Bolało go dosłownie wszystko. Nóg już praktycznie nie czuł, no może oprócz pęcherzy, które się mu zrobiły w trakcie wędrówki. Klął na wszystko i wszystkich, a najwięcej na siebie. Ostrzegali go. Najpierw jakiś facet, który próbował mu wytłumaczyć, że to straszne odludzie. Później kierowca autobusu. A na koniec spotkał przecież tę wariatkę, która potraktowała go jak zboczeńca, pedofila i masowego mordercę tylko dlatego, że próbował jej pomóc. To miasteczko, to było istne wariatkowo. I co najstraszniejsze tego właśnie potrzebował. Ruszając w podróż zdawał sobie sprawę, że łatwo nie będzie. Ale to, co go spotkało, przechodziło nawet jego pojęcie. Na początku miał wszystko zaplanowane. Jednak wszystko, w krótkim czasie, wzięło w łeb. Mógł to przewidzieć. Nic w jego życiu nigdy nie szło po jego myśli. Więc dlaczego teraz miałoby to się zmienić?
    Szybko znalazł rynek i plac, na którym tętniło życie całej mieściny. Była tam gwar i tłum ludzi. Miał nadzieję, że ktoś pomoże mu w znalezieniu noclegu. Najlepiej nie drogiego, bo pieniędzmi raczej nie mógł się pochwalić. Już po pierwszych dwóch dniach podróży, zdąrzył zostać obrabowany na pewnym dworcu. Przez kolejne dni zaciskał zęby i oszczędzał, jak tylko zdołał. Niestety nawet taka strategia musiała mieć swój koniec. Resztki jego oszczędności malały z każdą chwilą.
    Szczęście w nieszczęściu, że znalazł się w idealnym miejscu do swoich celów. Ale żeby w nim pozostać, musiał znaleźć jakieś zajęcie, które dałoby mu dochód. Patrząc na nieliczne sklepy, miał złe przeczucia. Nie był jednak z urodzenia pesymistą i trzymał się nikłej nadziei, że los się w końcu do niego uśmiechnie.
    Z takimi więc myślami i szerokim uśmiechem wszedł w tłum mieszkańców, rozglądając się dookoła. Od razu poczuł, jak dziesiątki spojrzeń spoczywają właśnie na jego osobie. Spiął się cały, a pewność siebie jakoś z niego uleciała. Jeszcze mocniej naciągnął czapkę na oczy i zrobił krok do tyłu. Zaczął się wycofywać, gdy przed nim stanęła postać. Niepewnie podniósł wzrok na przybysza i odkrył, że była to tylko niegroźna staruszka. Widząc, że nic mu nie grozi i zaczyna tylko popadać w paranoję, rozciągnął ponownie usta w uśmiechu.


    - Dzień dobry pani, dopiero co tutaj przyjechałem i...


    - Jasne, że dopiero. Obcy jesteś, jak się patrzy - wysepleniła kobieta, ukazując poważny niedobór w uzębieniu. - Oni też to zauważyli. - Wskazała głową tłum, który nadal przyglądał mu się podejrzliwie. - Ale nimi się nie przejmuj. Pogapią się i pójdą w swoją stronę. - Machnęła ręką.,


    - Yhy - wydukał w końcu, nie wiedząc co powiedzieć na takie powitanie. - Szukam noclegu. Nie wie pani może, czy jest tu jakiś hotel?


    Kobieta po jego pytaniu wybuchnęła śmiechem i chłopak niepostrzeżenie się odsunął, omijając tym samym kropelki jej śliny.


    - Hotel - wysapała staruszka i znów się zaśmiała. - Hotelu ci się zachciało. Widzicie, może jeszcze z jakimiś gwiazdkami? - zadrwiła, unosząc do góry brwi.


    Czekała na chwilę na jego odpowiedź, lecz on milczał, jak grób. Jeśli wcześniej myślał, że to wariatkowo, to teraz musiał przyznać, że owa placówka temu miejscu do pięt nie dorasta.
    Spojrzał wyczekująco na kobietę, a ta w końcu westchnęła i wskazała na siebie.


    - Prowadzę tak jakby pensjonat. Luksusów to ja nie mam, ale łóżko, jedzenie i ciepła woda się znajdzie. To, jak?


    Dwa razy mu nie trzeba było tego powtarzać. Mógłby się nawet położyć na sianie w jakiejś stodole, byleby tylko dłużej na nogach nie stać.
    Poprawił ramię plecaka i czapkę, i ruszył za tą dziwną staruszką, zastanawiając się jakie szaleństwa po drodze go spotkają, aż dojdzie do swojego celu. ‎


***

Nie wytrzymałam i dodałam rozdział trzeci:)
Mam nadzieję, że ten rozdział po taaak dłuuugiej przerwie wam się choć trochę spodobał. Pisałam go jakiś czas temu i od tamtej pory przechodził on już ze trzy metamorfozy.
W końcu jednak zostawiłam go, jak jest, bo znając mnie zmieniałabym każde zdanie jeszcze z milion razy:)
Dajcie mi znać, czy czytacie. wystarczy krótkie słowo, a będę wiedzieć, że m o ż e zostało mi wybaczone to, że tak długo nie dawałam znaku życia.:)
Cóż żyję ową nadzieją...


9 komentarzy:

  1. No, ja już mówiłam, że się cieszę z twojego powrotu C: oczywiście przeczytalam rozdział i przypomniałam sobie przy okazji co było wcześniej. Mam słabą pamięć, ale fabułę twojego opowiadania pamiętałam, łał. Brawa dla mnie, sklerotyczki XD. Lubię to opowiadanie. Jest spokojne i klimatyczne, aż nie mogę się doczekać co będzie dalej.
    Mnie się tam nazwa "Utopia" podoba C: i widzę w niej to samo, co Mel!
    Emma to spoko babka. Taka... energiczna, choć już swoje lata ma. Chciałabym poznać taką Emmę D:
    Ach, znowu ten tajemniczy gość. Ciekawe czy mu się tu poszczęści?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że zapamiętałaś fabułę. Zresztą skomplikowana ona nie jest, miała być właśnie taka: spokojna.:)
      Ach, tajemniczy nieznajomy. Może i się mu poszczęści, ale co on będzie przeżywał po drodze...:)
      Dziękuję za komentarz Naff! Wiele on dla mnie znaczy:)

      Usuń
  2. Miasteczko musi być naprawdę zapadłą dziurą, skoro mieszkańcy mają czas, by się przejmować każdym nieznajomym ;p
    Fabuła jak na razie jest do przewidzenia, ale po cichu liczę na jakiś element zaskoczenia :)
    Bardzo podobają mi się Twoje opisy, są dopracowane i pełne :)
    Czekam na następny rozdział.
    [http://wladza-cuil.blogspot.com]

    OdpowiedzUsuń
  3. Fajna, prosta fabuła, nie jest wymagającą od czytelnika tworzenia milionów teorii. Ciesze się, że istnieją takie opowiadania ! Coś co chce się czytać i nie jest to trudna lektura!
    Dodaję do obserwowanych. I czekam na kolejny rozdział :)
    Powodzenia i weny ! :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Powiem, że mi się spodobało. Szczerze? Nawet bardzo. ^^
    Bardzo, bardzo ładne opisy, zwłaszcza uczuć i nie tak wielkie, aczkolwiek znaczące problemy. Spokojne opowiadanie, powtórzę słowa Naffcia.
    Tajemniczy przybysz przykuwa wzrok, że tak powiem i domaga się zainteresowania. Ciekaw jestem, co też z nim dalej będzie.
    Co mi się tu jeszcze podoba? Narracja. Osobiście moją ulubioną jest 1 osobowa, ale 3 osobową też nie pogardzę. Czas przeszły też należy do moich ulubionych, zdobywasz kolejny plusik.
    Ogólnie stwierdzam, że zostanę na dłużej. Jeśli tylko mogłabyś mnie poinformować o kolejnym rozdziale- zawsze zapominam. :)
    Pozdrawiam, życzę weny i czekam na nn! <3
    http://lowcaczasu.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  5. Ojej, cudowny rozdział! ;) Bardzo spodobała mi się postać Emmy. Jest taką energiczną, pogodną optymistką. Spokojna Mel zawsze znajduje w niej oparcie. Jak to się mówi: "Prawdziwych przyjaciół poznajemy w biedzie". Emma chce nawet pomóc przyjaciółce w prowadzeniu kawiarni. Mam nadzieję, że Melanie nie będzie musiała opuścić lokalu. Ten Torres to jakiś totalnie bezlitosny egoista! Już go nie lubię. :) Nie dziwię się Melanie, że cały czas wyobraża sobie, jak go zabija...
    Cieszę się również, że Mel nie jest osobą słabą, że nie błaga Torresa o odwołanie jego decyzji. Jest samodzielna i harda i mam nadzieję, że dobrze na tym wyjdzie. ;)
    A ten tajemniczy gość? Hm, hm... Któż to może być? Czyżby miał coś wspólnego z panną Melą? Opis miasteczka po prostu przecudny. A cytat: "Jeśli wcześniej myślał, że to wariatkowo, to teraz musiał przyznać, że owa placówka temu miejscu do pięt nie dorasta." strasznie mnie rozbawił. :D Staruszka wydaje się niezłą szelmą. :)
    Ciekawe, czego szuka w miasteczku tajemniczy gość?...
    Słowem: chcę więcej! Czekam na nn. ^^ Obserwuję z miłą chęcią. :* Może wpadniesz też do mnie? Czekam na Twoje odwiedzinki. Weny,
    Evenstar
    http://hogwart-naszymi-oczami.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Spokojna Mel, to się chyba nie łączy:) Aczkolwiek jest, jak najbardziej bardziej zrównoważona od co poniektórych:)
      Jeśli chodzi o "tajemniczego gościa", to nic wyjaśniać nie mam zamiaru:) Parę rozdziałów jeszcze musicie się domyślać:)
      Dziękuję za komentarz, bardzo mnie podbudował. Jak i nakarmił wenę:)

      Usuń
  6. Ciekawa jestem tego chłopaka, co on ma wspólnego z Mel? Może będzie u niej pracował, hm? :) czekam na dalszą część opowiadania i także dodaję do obserwowanych!

    Pozdrawiam.
    http://14-dni.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń

Zaczarowani