Stary, już bardzo wysłużony autobus toczył się koło, za kołem przez wiejską drogę. Z jego wnętrza wydobywały się głośne i podejrzane dźwięki, które niejednego pasażera przyprawiały o gęsią skórkę. Sam pojazd kołysał się na boki i przeraźliwie zgrzytał, gdy tylko jego koła natrafiły na kolejną dziurę w drodze. Można było bez żadnych wyrzutów sumienia stwierdzić, że ten środek transportu nadawał się jedynie na złom.
Nikt jednak nie odważyłby się o tym wspomnieć jego kierowcy. David Cox był znany ze swojej miłości do tego starego rzęcha. Jeździł nim już od piętnastu lat i każdy, kto choć napomknął o końcówce kariery jego autobusu, był nagradzany morderczym spojrzeniem. David zdawał sobie sprawę, że niewielu ludzi wie, jaka to więź łączy kierowcę i jego samochód. A już w szczególności kobiety. Jego żona, Sara, potrafi tylko narzekać, że niby to całe jęczenie, zgrzytanie i odpadająca rdza od pojazdu, niszczy ich wizerunek. Jego żona, była dziwna i cóż tu dużo mówić, zawsze było dla niej ważne to całe gadanie ludzkie. A odkąd zaczęła pracować w kawiarni, to już całkiem jej odbiło. David z przykrością musiał stwierdzić, że całkowicie przestał rozumieć Sarę. To było o tyle straszne, że ona nawet nigdy nie starała się zrozumieć jego. Ich małżeństwo opierało się teraz jedynie na skrawku papieru. Dlatego mężczyzna z tym większą radością, co rano wsiadał do swojego skarba i jechał przed siebie.
Cisza spokój, piękne widoki za oknem. Zawsze lubił tę okolicę. Jak okiem sięgnąć nie można było uświadczyć innego widoku niż pola, łąki i lasy. Natura dawno zawładnęła tym miejscem, a mieszkańcy wcale nie mieli jej tego za złe. Na polach kołysały się złociste kłosy zboża, łąki otulone były każdym kolorem tęczy. W oddali szumiał las. Z uchylonego okna powiewał świeży, letni wiaterek. W takich momentach David kochał swoje życie. Bywało ono monotonne, ale zdarzały się i ciekawe zdarzenia. Jak choćby i teraz.
Odkąd pracował, jako kierowca, najczęściej w tych okolicach przewoził miejscową ludność. Nikt się temu zbytnio nie dziwił. Okolica może i była przepiękna, ale nie miała żadnych atrakcji, które mogłyby przyciągać turystów. Zresztą kogokolwiek by się o to zapytać, każdy by odpowiedział, że cieszy się z takiego obrotu spraw. Obcy ludzie nie byli tutaj mile widziani, oznaczali zmiany, których mieszkańcy nie lubili. Jedynymi przyjezdnymi zdarzali się członkowie rodzin już tutaj osiadłych, którzy byli właściwie, jak swoi.
Jednak teraz z samego tyłu autobusu, oparty na siedzeniu siedział chłopak, którego David widział po raz pierwszy. Nawet zaciągnięta na jego oczy czapka z daszkiem, nie przeszkodziła wścibskiemu mężczyźnie. Był obcy, to widać było na pierwszy rzut oka. A nawet jakby nie wierzyć przeczuciom, dodatkową informacją mógłby być wielki plecak, który nieznajomy położył obok siebie. David raz, za razem zerkał w lusterko, by przypatrzeć się chłopakowi. Siedział z głowa odwróconą do szyby, z rękami założonymi na piersi i cały czas zmarszczonymi brwiami. Teraz jednak ów nieznajomy podniósł głowę i jego spojrzenie zetknęło się ze wzrokiem Davida. Kierowca, jakby nigdy nic, ponownie przeniósł oczy na drogę, by po chwili ponownie popatrzeć w lusterko. Wielkie było jego zdziwienie, gdy spostrzegł, że chłopak zmierza ku niemu. Już po chwili był na samym przodzie.
- Mógłby się pan tutaj zatrzymać?
David ze zdziwieniem spojrzał na pasażera, następnie za okno, gdzie jak okiem sięgnąć nie było niczego, tylko pustkowie.
- Do najbliższego miasteczka jest pięć kilometrów - odparła nadal zaskoczony. - To dość długa droga.
- To nic. - Wzruszył ramionami chłopak. - Mam tutaj coś do załatwienia.
Cox tym razem o mało nie wybuchł śmiechem. “Coś do załatwienia - pomyślał. - Na tym bezludziu”. Pokręcił głową, jednak nie odpowiedział na to skrajne kłamstwo chłopaka i zatrzymał autobus.
- Jakby co, ostrzegałem - rzucił tylko David, gdy pasażer wychodził.
Nie usłyszawszy odpowiedzi, przewrócił oczami i zamknął drzwi pojazdu. “Nie dość, że obcy, to jeszcze dziwny”. Aż do zakrętu patrzył, jak chłopak z wielkim plecakiem na ramieniu idzie poboczem. Nie mógł jednak wiedzieć, że gdy tylko on zniknął z pola widzenia, nieznajomy chłopak ruszył w przeciwnym kierunku.
***
- Pospiesz się, Oliver - Melanie stała nad bratem i tupała nogą, zniecierpliwiona. - Jeszcze chwila i się spóźnię.
- To twój interes. Jesteś szefową. Ty ustalasz kiedy ma być otwarte, więc z logicznego punktu widzenia… - zaczął odpowiadać chłopak.
- Och, dobra. - Wyrzuciła ręce w górę i obrzuciła brata zirytowanych spojrzeniem. - Kiedy zrobił się z ciebie taki mądrala?
Nie czekając jednak, aż usłyszy kolejną “logiczną” odpowiedź Oli’ego, wyszła czym prędzej z jego pokoju. Gdy tylko drzwi się za nią zamknęły, nie mogła już dłużej powstrzymać cisnącego się jej na usta uśmiechu. Ten dzieciak był nad wiek mądry, przez co czasami doprowadzał ją do szału. Nie mogła jednak zaprzeczyć, że był w tym wszystkim uroczy. Kochała Olivera nad życie i zrobiłaby dla niego wszystko, o czym on dobrze wiedział. Nigdy jednak nie próbował wykorzystać jej przywiązania, co więcej, on sam zdawał się myśleć o niej, jako o najważniejszej osobie. Trudno byłoby znaleźć równie udane i zgodne rodzeństwo.
Z takimi myślami zaczęła się oddalać od sypialni brata. Znajdowała się ona na parterze i była już jego drugim pokojem. Po wypadku oboje musieli się przystosować do zmian. Siebie, jak i otoczenie. Świat Olivera w domu, zaczął się ograniczać jedynie do parteru, dlatego też właśnie tam było wszystko, co mogło być potrzebne do życia. Nawet Melanie przeniosła się do pokoju tuż obok brata, by zawsze być przy Olim. Nie, żeby on jej tak bardzo potrzebował. Był samodzielny i nie rzadko się zdarzało, że Mel czuła się po prostu nie potrzebna. Jednak takie myślenie znikało równie szybko, jak się pojawiało. Mieli oni tylko siebie. Na samym początku nawet nie dopuszczali do swojego grona nikogo. Szybko się to zmieniło, gdy doszli do słusznego zresztą wniosku, że takie osoby, jak Emma, nie tak łatwo się poddają. Na myśl o przyjaciółce dziewczyna pokręciła głową z uśmiechem. Emma Worth była aniołem, dzięki któremu ona i Oliver mieli namiastkę rodziny. Gdyby nie ona nadal by tkwili w swoich przekonaniach, że skoro zostali pozbawieni rodziców, to nikt ich już nie kocha.
Jakby na tę myśl, jej wzrok zatrzymał się na ścianie, gdzie zostały do niej poprzybijane ramki ze zdjęciami. Parę już wyblakłych fotografii, które przedstawiały zdarzenia sprzed trzech lat, jak i dawniejsze. Ona, Oli i rodzice. Rodzina. Której już nie było.
- Mel! Mel! Siostra, co z tobą jest nie tak?
Dziewczyna spojrzała nieprzytomnie na swojego brata, który siedział już na wózku kompletnie ubrany i tak, jak ona wcześniej, spoglądał na nią zniecierpliwiony.
- Boże Mel, zaczynam się zastanawiać, czy przypadkiem nie jesteś zakochana - zaśmiał się chłopak, po czym wybuchnął śmiechem, widząc jej minę.
- Oli, ty mały… - zaczęła zszokowana, ale umilkła widząc złośliwy uśmieszek brata.
Ona, zakochana. Ta myśl wydawała się równie absurdalna, jak stwierdzenie, że Ziemia jest płaska, albo że miejscowy pijaczyna w końcu posłucha księdza i złoży przed ołtarzem śluby trzeźwości. Miała dwadzieścia dwa lata, na utrzymaniu siebie, Olivera. Miała kłopoty w interesach. Miłość w tejże chwili była jej obca. Ostatnie, czego jej było trzeba, to ogłupienie tymże uczuciem.
- Naprawdę zaczynam się martwić, co z ciebie wyrośnie - prychnęła w końcu.
- Tylko to, co wychowujesz - odpowiedział i od razu musiał się uchylić przed ręką Mel, która zmierzała w kierunku jego głowy.
***
Godzinę później cały dobry humor Melanie, który miała jeszcze rano, wyparował. Stała przed drzwiami księgarni i zszokowanym wzrokiem patrzyła na kartkę, która była do nich przyczepiona. Wszelkie dźwięki, które wydobywały się z ruchliwej ulicy, dochodziły do niej jak przez szklaną taflę. Zdawało jej się, że świat zewnętrzny oddalił się od niej o parę lat świetlnych. Była tylko ona i trzynaście liter, które składały się w dwa słowa: nakaz eksmisji. W tamtej chwili usłyszała potężny grzmot. To jej świat chwiał się w posadach.
***
Polna droga zdawała się ciągnąć w nieskończoność. Po jej bokach rosły długie soczysto zielone źdźbła trawy, które wyginały się pod najmniejszym powiewem powietrza. Ich kolor jednak był przytłumiony przez inne barwne odcienie, którymi chwaliły się rosnące pomiędzy trawą, kwiaty. Czerwone maki, biało-różowe stokrotki, żółte mlecze i wiele innych, które wyciągały swoje płatki w kierunku grzejącego ich słońca. Lekki wiatr igrał pomiędzy ich liśćmi, by na końcu porwać nasiona dmuchawca i roznieść je na całą łąkę.
Piękno natury, było niesamowite samo w sobie. Jednak zapłakane oczy Melanie, nie potrafiły go dostrzec. Myśli dziewczyny były zaprzątane jedynie problemami. Nie otwarła księgarni, kawiarnia też została zamknięta. Zresztą kto, po odejściu Sary, miałby się nią zająć? Każda taka pesymistyczna myśl rodziła kolejne łzy, które powoli płynęły jej po policzkach. Nie zaprzątała sobie nawet głowy ich ścieraniem. Na miejsce jednej, pojawiało się kilka następnych.
Dawno tak nie płakała. Ostatnim razem trzy lata temu, na pogrzebie rodziców. Mimo, że starała się być twarda dla Olivera, a po części i dla samej siebie, nie wytrzymała. Jej rozpaczliwy szloch słyszalny był w całym kościele. Nie wstydziła się tego, może jednak trochę żałowała, że ukazała tyle uczuć przy ludziach. Od najmłodszych lat wpajano jej, że powinna pokazywać nieugięte oblicze światu. Tego uczył ją ojciec. I to, że tak się rozkleiła przed jego trumną sprawiało, że czuła, jakby go zawiodła. Te myśli były głupie, sama zdawała sobie z tego sprawę, ale jednak nieprzerwanie wracały.
Uczucia związane z dzisiejszym porannym incydentem i te, które przechowywała od trzech lat, nagle się zmieszały sprawiając, że jej dzisiejszy żal się wzmocnił. Praktycznie nic nie widziała, jej wzrok zasłonił potok łez. Nic więc dziwnego, że nie od razu zobaczyła zbliżającą się w jej kierunku sylwetkę. Gdy to się wreszcie stało, było już za późno by ukryć wstydliwe krople na policzkach.
- Czy coś się stało?
Mel ze zdziwieniem spojrzała na stojącą przed nią postać. Zamrugała parokrotnie, by wyostrzyć obraz, a gdy to jej się udało mogła zobaczyć opaloną twarz, ciemne, praktycznie czarne tęczówki i czerwone, pełne wargi, które nieprzerwanie się poruszały.
- Zrobiłaś sobie krzywdę? A może, to ktoś...? - zamilkł tylko po to, by rozejrzeć się wokoło. - Nikogo nie widzę. Skąd się w ogóle tutaj wzięłaś? Dlaczego płaczesz?
Melanie całkowicie zbita z tropu zapomniała o płaczu i z lekko otwartymi ustami przyglądała się chłopakowi, który z niewiadomych przyczyn nagle się do niej zaczął odzywać. Widziała go pierwszy raz na oczy, a ten zachowywał się, jakby znali się co najmniej przez połowę życia. Chwilę później uświadomiła sobie, że nieznajomy karygodnie naruszył także jej przestrzeń osobistą. Zrobiła potężny krok do tyłu, co zaowocowało tym, że chłopak jedynie zmarszczył brwi.
- Co tutaj robisz? - zadał kolejne pytanie, na co Mel straciła cierpliwość.
- Spaceruję, nie widać? - odparła oburzona, obrzucając chłopaka oceniającym wzrokiem.
Był wysoki, co najmniej przewyższał ją o głowę. Miał lekko przydługie blond włosy, którymi teraz z radością bawił się letni wiaterek. W ciemnych tęczówkach kryło się wyraźne zaskoczenie i niewypowiedziane pytania. Na ramieniu niósł pokaźny plecak, a w jednej ręce trzymał czapkę z daszkiem. Drugą zaś pocierał kark, jakby dopiero zdał sobie sprawę z niedorzeczności tej sytuacji.
- Chciałem tylko pomóc - odpowiedział w końcu i popatrzył jej w oczy. - Wyglądałaś tak, jakby spotkała cię wielka tragedia. - Wzruszył ramionami.
Mimo, że nie pomylił się w swoich domysłach, a ją i owszem spotkała tragedia z domieszką dramatu i horroru w jednym, ta jedna sugestia sprawiła, że krew Mel zawrzała. Wyprostowała się na całe swoje metr sześćdziesiąt kilka i mimo, że nadal sięgała mu tylko do brody, odparła z całą swą złością, którą nagromadziła od przyjścia do księgarni:
- Kim niby jesteś, bym miała ci się zwierzać? A poza tym, czy wyglądam na damę w opałach? Wyglądam, jakbym potrzebowała rycerza na białym koniu? Pilnuj swojego nosa!
W pierwszej chwili nieznajomy najwyraźniej stracił mowę, bo jedynie patrzył na Melanie tępym wzrokiem, mrugając co chwilę. To otwierał, to zamykał usta, jakby one same sobą zawładnęły, a on nieskutecznie próbował je zjednać. W drugiej zaś zastygł, niczym głaz, założył ramiona na piersi i nachylił się nad dziewczyną, z dość nieprzychylną miną.
- Cóż, damą na pewno nie jesteś, skoro nie potrafisz nawet podziękować - odparł, a Mel aż sapnęła z oburzenia. - Mi zresztą do rycerza daleko. Ale uprzejmość nie boli, wiesz? Czasami wypowiedziane, miłe słowo w kierunku człowieka, który był na tyle głupi, by się o ciebie martwić, byłoby wskazane. Ale muszę ci podziękować, bo zdaję sobie teraz sprawę, jaki błąd popełniłem i możesz być tego pewna, że drugi raz to się nie wydarzy.
Wypowiedź chłopaka była spokojna i jego postawa nie wskazywała wrogości, mimo to Melanie cofnęła się o kolejny krok do tyłu. Zacisnęła zęby, dłonie ułożyła w pięści i była ku najlepszej drodze, by po prostu tego nieznajomego uderzyć. Tupet, bewzstydność i całkowity brak manier. Oto, co ukazywał sobą ten chłopak, a ona była na tyle uparta, że nadal stała w miejscu i z nim rozmawiała. Jakby to miało jakiś sens.
W głowie szalały jej cięte riposty, oburzone krzyki, wyzwiska z kosmosu. Powstrzymała je wszystkie, jeszcze raz zmierzyła przybysza wzrokiem, po czym odwróciła się i szybkim marszem ruszyła w kierunku miasteczka. I mimo, że wiatr niósł za nią nawoływania nieznajomego, nie odwróciła się, by choćby zaszczycić go morderczym spojrzeniem.
***
Muszę się przyznać, że nawet jestem zadowolona z tego rozdziału. Może jedynie końcówkę bym zmieniła. Ale niech zostanie, jak jest. :)
Dziękuję ślicznie za każdy komentarz pod poprzednim rozdziałem. Dzięki nim miałam motywację do dalszego pisania. :)
Jesteście najlepsi i wprost was uwielbiam!
Naprawdę masz powód do dumy :) Rozdział niesamowity! Malownicze opisy wręcz zachwycają, a bohaterowie wywołują kolejne emocje w czytelnikach ;)
OdpowiedzUsuńZastanawiam się kim jest tajemniczy nieznajomy i jakie będzie miał znaczenie w opowiadaniu. Zapewne jeszcze nie raz się pojawi ;) Kto wie, może Mel jednak będzie potrzebowała jego wsparcia? Wydaje się być miłym człowiekiem :)
Biedna Mel :( Bardzo doświadczyło ją życie, a teraz straci też swoje miejsce pracy. Naprawdę jej współczuje. Jak dobrze,ze jest przy niej brat i Emma :) To ważne, aby mieć kogoś, na kim można polegać :)
Czekam na kolejną część i przy okazji dziękuję serdecznie za komentarz u mnie :*
Powodzenia! Życzę weny :)
Czemu? Końcówka jest świetna, aczkolwiek nie rozumiem czemu Mel się tak wkurzyła. Gościu chciał być miły, aż mi się go szkoda zrobiło. Z drugiej strony rozumiem podenerwowanie Mel. No, bo kurdę zabrali jej księgarnię D: zabiję tego dziada, co to jej kazał się wynosić. Grr. I nie dziwię się, że kartka miała 13 liter. Pechowa cyfra! Bardzo mi się rozdział podobał C: czekam na następny, jeeej!
OdpowiedzUsuńhttp://cien-nocy.blogspot.com
Nie no rozdział jest świetny! <3 I powinnaś być dumna z tego, że piszesz takie rozdziały! Wiesz co, piszesz w taki sposób, że człowiek się nie nudzi przy czytaniu tego. U Ciebie jest tak, że czytasz i chcesz więcej i więcej! :D
OdpowiedzUsuńCzekam na nn ;**
U mnie nowy rozdział:
♦ http://when-you-look-away.blogspot.com/
hah gdyby ktoś pół roku temu powiedziałby mi, że spodobają mi się jakieś romantyczne opowieści wyśmiałabym go. dziś sam siebie nie poznaję, gdy zaglądam na co rusz nowe opowiadanie romantyczne. dziś padło na Ciebie.
OdpowiedzUsuńjestem naprawdę zadowolona z wyboru, który dokonałam. twoja historia naprawdę zaczyna się wspaniale. czyta się niezwykle przyjemnie no i do tego bohaterów bardzo szybko można polubić. oczywiście niektórych, bo na przykład wielkiego-pana-biznesmena-który- chce-zniszczyć-innym-życie to raczej się nie da. co więcej mam ochotę wsadzić go do sokowirówki i nacisnąć włącznik. Oliver jest za to przesłodki *.* dzieci są naprawdę przecudowne no chyba, że robią się namolne xd tak jak moje rodzeństwo!
nie dziwę się, że Melanie się załamała. ja pewnie na jej miejscu zrobiłabym to już dawno. podziwiam ją za ten hard ducha. na co jednak on jej się przyda skoro nie ma już niczego, prócz niepełnosprawnego brata i emerytowane przyjaciółki. ach no i namolnego, słodkiego nieznajomego, który chce jej pomóc *.* no i teraz moja niedawno odkryta romantyczna dusza się odezwała i będzie zachwalać chłopaka w nieskończoność. albo nie xd poczekam aż będzie o nim coś więcej.
Tak więc jak mogłaś przeczytać pomiędzy wierszami zostaję u Ciebie na dłużej!
Życzę weny!
Wierz mi *lub nie:)*, ale ja także w życiu bym nie przypuszczała, że kiedykolwiek wezmę się za pisanie romansów, czy obyczajówek. Od niepamiętnych lat, byłam zwolenniczką fantastyki i trzymałam się tego, jak rzep psiego ogona:D
UsuńWięc możesz sobie wyobrazić, jak wielkie jest moje zdziwienie, że nagle wzięłam się za pisanie o tej tematyce. A do tego komuś to moje bazgranie się podoba!
Świat zwariował:)
Oliver to moje oczko w głowie w tym opowiadaniu. Jest całkowitym przeciwieństwem mojego brata i może dlatego tak go lubię:)
Co do Emmy, to jej postać powstała "na spontana". Miałam napisany prawie cały rozdział i doszłam do wniosku, że to beznadzieja. Skasowałam i tak od zdania do zdania, powstała Em.
Bardzo się cieszę, że "pan nieznajomy" poruszył twoją romantyczną duszę:)
Mam nadzieję,że i późniejsze rozdziały ci się spodobają:)
Rozdział bardzo ciekawy, tylko zdziwiło mnie zachowanie Mel do tego kolesia, chciał dobrze...
OdpowiedzUsuńNo i biedactwo nie ma księgarni... ale może uda się coś zrobić, co? Załatwić jakoś.
Życzę weny kochana ;*:*:*:*
Właśnie w pierwszym rozdziale zastanowiło mnie, dlaczego podnosi czynsz, a nie wywali jej ot i po prostu. Może miał jakąś satysfakcję z poniżenia Mel? Ja tu widzę, że Torres zakochał się w Mel, ona go nie chciała bo to stary dziadu albo coś i on się mści. Nie ważne, uwielbiam teorie spiskowe :)
OdpowiedzUsuńZnalazłam bład stylistyczny:
"Emma Worth była aniołem, dzięki któremu ona i Oliver mieli namiastkę rodziny. Gdyby nie ona nadal by tkwili w swoich przekonaniach[...]". W całym akapicie wspominasz o rodzeństwie, więc nie trzeba podkreślać, że ona i Oliver. Wystarczy samo mieli.
[...]nachylił się nad dziewczyną, z dość nieprzychylną miną." - wywal przecinek.
"[...]nie odwróciła się, by choćby zaszczycić go morderczym spojrzeniem" - tu też.
Oli mnie zachwycił, ponieważ sama miałam kiedyś taką postać, jeszcze w fanfiku HP (stare dzieje), młodsza siostra głównego bohatera chorująca na zanik kości. Też wszyscy ją kochali, a najbardziej ja.
Dobra, koniec. Wracam do sedna. Czyta się płynnie, choć musiała skopiować i wrzucić sobie do Worda, bo nie lubię niejustowanego tekstu. Takie małe zboczenie.
No i świetnie opisujesz miejsca. Pokazałaś naturę i z pozoru podobny krajobraz na trzy różne sposoby. Zakochałam się w tym, na prawdę!
Dziękuję Ci za komentarz u mnie, odpisałam Ci :)
Pozdrawiam
Martwy Kanarek
[smak-poziomek.blogspot.com]
Co do błędów, dziękuję za ich wyłapanie. :) Zaczęłam się poważnie zastanawiać, gdzie się podziała moja poważna nienawiść do przecinków. I proszę, znalazła się. Interpunkcjo, wiedz, że cię nie znoszę!
UsuńCo do justowania tekstu, jakoś nigdy mi ono nie wychodzi, więc z góry za to przepraszam.
Jak już wspomniałam parę razy, Oliver to mój skarb w tym opowiadaniu.:) Uwielbiam o nim pisać.
Nad opisami muszę się trochę pomęczyć, by mnie choć trochę zadowalały:) Ale to miło, gdy się one komuś podobają:)
Dziękuję za komentarz:)
A więc... Do gustu najbardziej przypadł mi... Oli :) taki z niego słodziak :) Bardzo go podziwiam, bo mimo jego ograniczen fizycznych jest silny i pogodny. Mel... Myślę, że jest sympatyczna, jednak potrzebuje czasu, by z kimś się zaprzyjaźnić. Chłopak jest tajemniczy, intrygujący. Nie ukrywam, że liczę na związek chłopaka i Mel.
OdpowiedzUsuńCudo tak ogólnie :* pisz dalej. Jak zwykle podziwiam za opisy :*
Zapraszam na nowy rozdział.
http://oczy-blyszcza-po-zmroku.blogspot.com/
Zdecydowanie wcześniej powinnam była napisać ten komentarz, zwłaszcza że rozdział pochłonęłam jednym tchem i to jak tylko dowiedziałam się, że został wstawiony.
OdpowiedzUsuńMea culpa. Proszę o wybaczenie, ale ostatnie tygodnie były istnym szaleństwem.
No, ale przechodząc do rzeczy :D
Czy ja już wspominałam, że uwielbiam Oliego :D chyba tak :D ale co mi tam powtórzę jeszcze raz :D no to powtarzam: Uwielbiam Oliego :D pomimo kalectwa jest nadal wesoły, otwarty na innych :)
A co do Mel to strasznie naskoczyła na tego nieznajomego :D w zasadzie to chciał tylko jej pomóc :D ale jak wiadomo dobrymi uczynkami piekło jest wybrukowane :D
W sumie rozumiem, że się wkurzyła, bo nie dość, że została wyrzucona jak pies, to jeszcze jakiś koleś ja nagabuję :D no chociaż ja bym pewnie tak nie zareagowała :D bądź co bądź chciał jej pomóc :D
Jestem strasznie ciekawa kim jest ten tajemniczy nieznajomy :D więc liczę, że rozdział nowy ukaże się bardzo niedługo :)
Pozdrawiam i życzę weny :D
Głupio mi wiesz? Głupio z dwóch powodów! Chyba jeszcze nikt nie doprowadził mnie do tego, abym wstydziła się napisać komentarz! Jesteś pierwsza.
OdpowiedzUsuńGłupio mi z tego powodu, że dopiero teraz komentuję ten rozdział. Wiedz, że o wiele wcześniej go przeczytałam, ale brak czasu na cokolwiek nie pozwolił mi go od razu skomentować za co na prawdę bardzo przepraszam. Mam nadzieję, że mi wybaczysz. Wybaczysz, prawda?
A z drugiego powodu jest mi głupio, że jak czytam Twoje rozdziały to jest mi wstyd, że ja takie 'szmatki' jak moje opowiadania publikuje w internecie! Dziewczyno, jak ja porównuję swoje opowiadania z Twoim to moje jest jakby to przedszkolak pisał! Brawo! Masz talent i to wielki! Nie pozwól, aby się zmarnował. Z chęcią sięgnęłabym kiedyś po książkę autorki "Mika", powiedzmy, że to byłby Twój pseudonim (tak jak np. Tania Valko :D ). Rozdział jest przewspaniały i czekam na kolejny ♥
Do następnego :*
♦ http://see-he-is-standing-behind-you.blogspot.com/ <---- nowe opowiadanie ;pp
♦ http://when-you-look-away.blogspot.com/ <--- nowy rozdział :*
♦ http://nightmare-is-back-again.blogspot.com/
Keroina