Było południe, słońce grzało niemiłosiernie, każdym promieniem wyczarowywując nowe krople na skórze tych, którzy odważyli się wyjść z domu. A takich osób nie brakowało, z racji tego, że był środek tygodnia i mimo męczącej pogody, rutyna dnia musiała trwać. Sklepikarze pocili się w swoich sklepikach. Niektórzy bardziej od innych, w zależności od zainstalowanej klimatyzacji lub jej braku. Miejscowa kwiaciarka, co rusz podlewała swoje rośliny, które przegrywały batalię z uciążliwym gorącem. Najgorzej jednak było w piekarni, gdzie oprócz ukropu z zewnątrz, temperaturę podwyższał masywny piec.
Jedynie w centrum miasteczka, na głównym placu, można się było ochłodzić przy marmurowej fontannie, czy też zjeść lody w pobliskiej lodziarni. Z takich przywilejów z radością korzystały dzieci i młodzież, dla których po męczącym roku szkolnym nastały wakacje, a więc czas wolności.
Każdemu mieszkańcowi ta pogoda dawała się we znaki. A raczej prawie każdemu. Idąca główną drogą, już w podeszłym wieku, kobieta zdawała się mieć za nic piekące słońce. Kwiaciasta sukienka falowała przy jej każdym zamaszystym kroku, a kapelusz z obszernym rondem, który miała na głowie, kiwał się na boki, grożąc opuszczeniem dotychczasowego miejsca. Mina kobiety wskazywała jednak na to, że żadne znaki na niebie i ziemi nie zatrzymałyby ją ani na chwilę. Szybkim krokiem minęła parę sklepów, nie zwalniając nawet przy pasmanterii, choć wychodząc stamtąd dziewczyna, próbowała jej coś powiedzieć. Ignorując wszystko i wszystkich, stanęła dopiero przed niewielką księgarnią. Przez wielką szybę mogła dostrzec, że w środku nie było klientów, tak samo jak i w przylegającej do niej kawiarni.
Westchnęła ciężko, próbując uspokoić oddech. Droga w to miejsce, z jej domu i to przy takim upale, nie była dla niej łatwa. Ale wolałaby zrzucić na siebie tonowy głaz, niż się do tego głośno przyznać. Miała swoje lata, ale nie była staruszką, jak co poniektórzy lubili ją nazywać. Zresztą jej wiek był najmniejszym problemem, z którym teraz miała sobie poradzić.
Czując, jak siły jej wracają, ujęła w dłoń klamkę i tak, jak miała w zwyczaju, weszła do środka żwawym krokiem. Gdy tylko popchnęła drzwi, dzwonki do nich przyczepione obwieściły przybycie nowego klienta. Ten dźwięk znała równie dobrze, jak co godzinne bicie dzwonów na wieży kościoła. Była stałym bywalcem księgarni i kawiarni, które należały do jednej, znanej i lubianej przez nią osoby. Tej samej, która powinna być teraz przy drzwiach, by pięknym uśmiechem witać przybysza, tak jak robiła to co dzień. Kobieta jednak zdawała sobie sprawę, że nie miała co liczyć na podobieństwa do dni poprzednich. To właśnie z tego powodu wyciągnęła swoje strudzone, ale jeszcze nie stare, kości z wygodnego fotela. Ze zmarszonymi brwiami rozejrzała się po pomieszczeniu. W zasięgu jej wzroku nie było ani jednego zakamarku, w którym mogłaby się skryć właścicielka. Księgarnia była niewielka, a większość jej przestrzeni zajmowały regały, na których równiutko poukładane, stały książki. Był jeszcze mały kontuar, zajmujący miejsce tuż przy wystawie, ale za nim na próżno było szukać sprzedawczyni. Kobieta chcąc, nie chcąc ruszyła w głąb pomieszczenia. I już po chwili nie musiała zgadywać, gdzie też się podziewa osoba, do której przyszła. Z każdym krokiem słyszała coraz wyraźniej ciche pochlipywanie, które zakłócane było jedynie lekkimi pociągnięciami nosa. Tuż za kolejną półką znalazła skuloną przy meblu postać. Kolana podciągnęła pod brodę i objęła je ramionami, jakby to mogło stłumić wydobywający się z niej szloch. Jej długie, brązowe włosy, były najwyraźniej wcześniej związane w kucyk, ale teraz ich większość wydostała się spod gumki i okalała zapłakaną twarz. Serce kobiety ścisnęło się boleśnie na ten widok. Troska i współczucie momentalnie przejęły nad nią kontrolę, i to też można było usłyszeć w jej głosie, gdy zwróciła się do dziewczyny:
- Melanie, skarbie, co się stało?
Do tej pory pochylona głowa podniosła się nieco i odwróciła w stronę kobiety. Mogła więc ona bez przeszkód patrzeć w krystaliczno-czyste, błękitne tęczówki, które teraz były zamglone z powodu łez. Jakby na jej widok, kolejne słone krople potoczyły się po jasnym policzku, zatrzymały się na brodzie, by w ostateczności spaść na podłogę.
- Och, Emmo - jęknęła Mel, patrząc na przyjaciółkę zbolałym wzrokiem - już nie mam siły. To wszystko mnie przerasta. - Dalszą część wypowiedzi skutecznie uciszył kolejny napad płaczu.
Starsza kobieta ciężko westchnęła i choć bardzo chciała wypowiedzieć jakieś słowa pociechy wiedziała, że nie zdadzą się one na nic. Poza tym wątpiła, czy jej młoda znajoma, by je przyjęła. Mimo, że teraz na to nie wyglądała, Melanie Sky nie była krucha. Emma na palcach jednej ręki mogłaby policzyć wypadki, kiedy widziała tę dziewczynę we łzach. Więc tym bardziej ta sytuacje wydawała jej się poważna. Na początku myślała, że stary Joe McLevis przesadzał, gdy przybiegł do niej cały zdyszany z wiadomością, że coś niedobrego dzieje się z “malutką Mel”. Teraz jednak widząc na własne oczy stan tego dziecka, nie miała wątpliwości, że było coś na rzeczy.
- Opowiedz mi może, co dokładnie się stało. A później coś wymyślimy.
- Jakby, co było opowiadać.- Wzruszyła ramionami Melanie, odzyskując choć część władzy nad swoim głosem. - Już z samego rana przyszła do mnie Sara i wręczyła mi wypowiedzenie. Że niby ma nawał pracy przy dzieciach. Też coś! - wykrzyknęła nagle pobudzona dziewczyna. - Przez ostatnie pół roku jej chyba żadnego nie przybyło, a jak do tej pory świetnie sobie radziła. Poza tym są teraz wakacje, więc niby jaka praca, przy jakich dzieciach?
- Sama wiesz Melanie, dzieci to obowiązki…
- Daj spokój Emmo, znasz Sarę, czy ona kiedykolwiek tak naprawdę zajmowała się nimi? Całą pracę zrzuca na barki swojej matki - prychnęła - I ona ma czelność tak łgać mi w żywe oczy.
Na ten argument kobieta nie mogła nic odpowiedzieć. Ona sama nie plotkowała, ale trudno było nie zauważyć oczywistej prawdy.
- No dobrze, kochana, ale to chyba nie przez tę kobietę i jej kłamstwa wypłakujesz sobie oczy? - spytała, starając się dojść w końcu do tego, jaki był powód rozpaczy przyjaciółki.
- Oczywiście, że to nie z powodu Sary, a raczej nie do końca - odpowiedziała Mel i nagle ponownie w jej oczach pojawiły się łzy. - Ale to wszystko, nawet jej odejście, sprowadza się do jednego. Do tego okropnego nazwiska, które nawet przez gardło mi nie przejdzie.
Dla innych wypowiedź dziewczyny mogłaby być zagadkowa, ale nie dla Emmy. Od miesiąca, to nazwisko, a raczej osoba je mająca, wisiała nad biedną Melanie, jak jakieś fatum. Kobieta mogłaby przysiąść, że ten człowiek jest diabłem wcielonym, gdyby tylko nie fakt, że dobrze znała jego matkę, a nawet asystowała przy jego porodzie. Jako emerytowana pielęgniarka nie powinna nikomu życzyć śmierci, ale dla tego mężczyzny mogłaby złamać tę zasadę. John Torres, bo o nim była mowa, był największym biznesmenem w okolicy. To do niego zależało większość inwestycji i lokali w miasteczku. I to od niego właśnie rok temu Mel wynajęła dwa pomieszczenia, które w parę tygodni zamieniła w księgarnię i kawiarnię. Nikt chyba nie przelał tyle serca w swój interes, co ta dziewczyna. A teraz ten perfidny drań próbował odebrać jej to wszystko, w imię jakiegoś większego interesu. W Emmie krew się gotowała na wspomnienie, co już ten człowiek zrobił, a najwidoczniej i to mu nie wystarczało. Postanowił pozbyć się Melanie wszelkimi sposobami i starał się pokazać to całemu światu.
- Czy ty wiesz, że mi ponownie podniósł czynsz? I jakąś kontrolę na mnie wysłał. A teraz straciłam pracownika. I kto się zajmie kawiarnią? Nie sklonuję się przecież! - Ramiona dziewczyny podejrzanie zaczęły drżeć, gdy wyliczała swoje nieszczęścia.
- I może mi teraz powiesz, że tak po prostu się poddasz? - rzuciła Emma ostrym głosem, choć tak naprawdę miała ochotę usiąść obok dziewczyny i ją przytulić.
Znała ją od dziecka. Nie raz Melanie, jako mała dziewczynka, przychodziła do niej po szkole. Siadywały wtedy w kuchni i zajadały się ciasteczkami, popijając je gorącą czekoladą. Zawsze jej było pełno, a uśmiech nie schodził ze ślicznych usteczek. To się zmieniło dopiero trzy lata temu, gdy jedna tragedia po drugiej odebrała część optymizmu Mel. Strata wydawała się nie opisana. Dla Emmy tym bardziej, że traktowała tę dziewczynę, jak własną wnuczkę. I właśnie dlatego nie mogła jej pozwolić, by ta użalała się nad sobą.
- Melanie Sky, w tej chwili masz się wziąć w garść. Nie po to ja, już nie najmłodsza wiekiem staruszka, tłukłam się przez pół miasta by patrzeć, jak zmieniasz się we wrak człowieka - prychnęła kobieta i z groźną miną wzięła się pod boki.
Na początku Emma myślała, że jej słowa pogorszyły sytuację, a Mel załamie się jeszcze bardziej. Lecz już po chwili w błękitnych oczach pojawiła się znajoma iskra optymizmu i zaciętości, jakimi zazwyczaj emanowała ich właścicielka.
- Nie, nie dam tak łatwo tej satysfakcji, temu draniowi. Tak łatwo to on ze mną mieć nie będzie - odparła dziewczyna.
W jej głosie słychać było upór tak wielki, że kobieta z największą trudnością opanowała szeroki uśmiech. Zamiast niego, ponownie zganiła dziewczynę, tym razem jednak łagodniej niż przedtem.
- Dobrze, a teraz się ogarnij dziewucho, bo za chwilę wpadnie tu Oliver.
Na wspomnienie brata, Melanie od razu otarła resztę oznak swojego niedawnego załamania. Podniosła się z podłogi i biorąc Emmę pod ramię ruszyła wraz z nią na przód księgarni.
***
Melanie w wieku dwudziestu-dwóch lat, ponownie znalazła się na życiowym zakręcie. Ale teraz bardziej niż wcześniej obawiała się, że tym razem może jej przeszkodzić, w bezpiecznym jego przejściu, nadjeżdżająca ciężarówka kłopotów.
Stojąc przy oknie swojej księgarni obserwowała, jak słońce ostatnimi promieniami żegnało się ze światem. Cienie budynków będą się wydłużać, aż w końcu zapadnie mrok, oświetlony jedynie snopem światła z latarń. Ulice już były wymarłe, wszyscy handlarze pozamykali swoje interesy i wrócili do swoich domów. Nawet biegające do niedawna dzieci zostały poodciągane, przez swoje matki, od dotychczasowej zabawy. Wieczór wydawał się Mel cichy i ponury, choć dobrze wiedziała, że od jutrzejszego ranka ulica znów będzie tętniła życiem. Każda jej cząstka jednak kochała to miejsce, to miasteczko. Z nim były związane jej najwspanialsze wspomnienia. I mimo, że każdy tutejszy zakamarek potrafił otworzyć w jej sercu ranę, nie potrafiłaby zostawić za sobą tego miejsca. Tu była jej przeszłość i tu miała zamiar budować przyszłość.
Jej dalsze rozmyślania przerwało ciche skrzypienie. Od bardzo dawna była wyczulona na ten dźwięk. Było codziennością, a zarazem przypomnieniem.
Odwróciła się tyłem do szyby i z lekkim uśmiechem spojrzała na swojego brata. Oliver był od niej młodszy o dziewięć lat, ale każdy kto na nich spojrzał od razu mógł stwierdzić, że byli rodzeństwem. Mieli identyczne brązowe włosy, w których igrały jaśniejsze kosmyki. Ich oczy miały ten sam odcień błękitu, odziedziczony po matce. Patrząc w nie, Melanie widziała w nich jej odbicie. Kiedyś sprawiało jej to ból i wzmacniało tęsknotę, teraz jedynie przynosiło spokój.
- Wybrałeś coś sobie? - spytała, patrząc na trzymaną w jego dłoniach książkę.
Ten jedynie uśmiechnął się w odpowiedzi i podjechał bliżej. Wzrok Mel automatycznie zaczął oglądać wózek inwalidzki, na którym siedział jej brat. To właśnie on wydawał ten specyficzny dźwięk, który jeszcze nieraz śni jej się po nocach. Mimo upływu lat nie mogła się pogodzić z tym, że jej malutki braciszek został tak pokarany przez los. Miał jedynie dziesięć lat, gdy stracił czucie w nogach. Pamiętała ten dzień tak, jakby się wydarzył dopiero wczoraj. Telefon ze szpitala i parę kolejnych, gdy pędziła ulicami, jak w amoku. Zapach szpitala, ciągnące się godziny na korytarzu, przed salą operacyjną. I ten wyprany z emocji głos lekarza, gdy informował ją, że jej pełen życia Oliver nie będzie już chodzić.
I późniejszy żal, złożeczenie i płacz. Czasami zdawało jej się, że to właśnie Oli lepiej poradził sobie z tą całą sytuacją. Mimo młodego wieku nie załamał się, po prostu zaakceptował wszystko. Była z niego dumna, a zarazem było jej wstyd za siebie. I czuła się winna. To ona powinna go była wspierać. Po wspólnej tragedii…
- Mel? Jesteś jeszcze tutaj, czy znów odpłynęłaś? - zaśmiał się Oliver, posyłając jej rozbawione spojrzenie.
- Nie mędrkuj tak małolacie - prychnęła, próbując odpędzić od siebie te melancholijne myśli. Zmusiła się nawet do uśmiechu. - Skoro wybrałeś kolejną “cegłę” do czytania, możemy wracać do domu.
- I kto to mówi - burknął chłopak i udając obrażonego wyminął ją, wyjeżdżając na ulicę.
Melanie odprowadziła go wzorkiem, a następnie zsunęła rolety w szybie, zamknęła kasę i zgarnęła z lady klucze. Przystanęła na chwilę przy drzwiach i objęła wzrokiem całe pomieszczenie. Jeszcze dziś rano myślała, że powinna się poddać, że przecież nie może wiecznie walczyć. Ale patrząc na brata, na żyjących tutaj ludzi, zadawała sobie pytanie, jak inaczej mogłaby postąpić.
Po każdym wieczorze i nocy, następuje poranek. A za każdym zakrętem kryje się nowa niewiadoma. Kto wie, może tym razem pomyślna?
***
Dodałam rozdział wcześniej z racji tego, że dziś są walentynki i jest to dobry dzień by rozpocząć to opowiadanie:)
Rozdział jest nie do końca poprawiony, więc mogą się pojawić błędy, za które z góry przepraszam.
Rozdział dedykuję wszystkim zakochanym, oby miłość była zawsze obecna w waszym życiu:)
Ps. Każdego, kto chce śledzić dalsze losy bohaterów, zachęcam do dodania się do "Obserwatorów". Ostatecznie bardzo proszę o wiadomość, czy kogoś informować o nowych rozdziałach:)
Ps. Każdego, kto chce śledzić dalsze losy bohaterów, zachęcam do dodania się do "Obserwatorów". Ostatecznie bardzo proszę o wiadomość, czy kogoś informować o nowych rozdziałach:)
Po pierwsze super szablon. Po drugie bardzo fajne opowiadanie :)
OdpowiedzUsuńMi radzono pisać narratora z dużej, np.
- Kocham cię - Krzyknęła Kasia.
Ogólnie rozdział zachęca do dalszego czytania, zaobserwowałam i czekam na dalszy rozwój zdarzeń.
Ciekawe opisy - ale czekam na kolejne posty ;*
Informuj mnie ;* na tym co skomentowałas u mnie :P
:* [two-hearts-two-worlds]
Bardzo ci dziękuję za miłe słowa:)
UsuńZachęca do czytania? Naprawdę? to kamień z serca, bo mi osobiście wydawał się trochę nudnawy:)
Co się tyczy narratora, jak zaobserwowałam na paru poradnikach, można zaczynać jego wypowiedź z dużej lub małej litery, ale to zależy od sytuacji, którą chcemy przedstawić.:)
Ale może się mylę, ja ogólnie z interpunkcją jestem na bakier:)
Jeszcze raz dziękuję za motywujące słowa i pozdrawiam!
Zachęcona jak to ja zwykle pozostawionym adresem :d przeczytałam wszystko jednym tchem i to dosłownie.
OdpowiedzUsuńDziewczyno masz świetny styl pisania opisów :) szczerze Ci zazdroszczę :)
I już polubiłam zarówno Melanie jak i jej brata Oliviera. Widać, że się kochają i wspierają jak prawdziwe rodzeństwo. A Melanie jest jeszcze twarda i nie chce się poddawać, zamierza walczyć. Uwielbiam takie bohaterki.
I Oliver, który pomimo kalectwa stara się żyć dalej.
Naprawdę super :)
Przeczytałam opis, więc jestem mega zaintrygowana co nas czeka dalej :) Może ten cały John okaże się facetem, którego spotka :D - chociaż trochę to niemożliwe, w końcu wynajęła od niego lokal, powinna go znać :D - a może spotka jego brata :D takie tam moje domysły :D
Co do samej interpunkcji to ja nic szczególnego czy rażącego nie znalazłam. Moim zdaniem naprawdę wszystko dobrze napisane.
Pozdrawiam i liczę na szybki kolejny rozdział ;)
*A jeżeli chcesz to możesz wejść na mojego drugiego bloga :) only-revenge.blogspot.com :) do niczego nie zmuszam :) życzę weny i wytrwałości :)
[la-vida-perdida.blogspot.com]
Nie przesadzałabym, co do mojej zdolności opisywania:) Jest to coś, nad czym muszę się sporo namęczyć, by można to było pokazać ludziom:)
UsuńBardzo się cieszę, że polubiłaś Mel i Oli'ego. A w szczególności tego drugiego, bo ja też wprost uwielbiam tego dzieciaka:D
Uff - co do błędów. Nie byłam pewna, czy nie jest ich masa:)
Bardzo chętnie wpadnę na twojego drugiego bloga. Spodziewaj się mnie tam w niedługim czasie:)
Jeszcze raz dziękuję za tak pozytywny komentarz, właśnie dzięki nim chce mi się dalej pisać:)
Pozdrawiam:)
Na początku bardzo chciałam ci podziękować za twój pokrzepiający i bardzo miły komentarz ^___^ ach, bardzo się cieszę, że moje wypociny się komuś podobają <3.
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam twój rozdzialik i jak na początek bardzo fajnie! Od razu polubiłam babcię Emmę! XD spoko babka. O Melanie zbyt wiele na razie nie mogę powiedzieć, ale mam nadzieję, że w drugim rozdziale więcej o niej będzie C: szkoda mi Oliver'a t.t. Od dziecka na wózku. To smutne...
Powiem tak. Zostaję twoją czytelniczką i życzę weny -^___^-!
http://cien-nocy.blogspot.com
No, przestan! Twoj komentarz byl boski *-* takie kocham najbardziej! Im dluzszy, im tresciwszy, tym lepszy! Dziekuje ^^
OdpowiedzUsuńI prosze. Nathiel to Nathiel, nie Nathaniel XD. To dwa rozne imiona! Mojego czyta sie jako Nafiel!
A u ciebie kiedy pojawi sie nowy rozdzial C: ? Przepraszam za brak polskich znakow, ale pisze z komorki!
Twoje opowiadanie zapowiada się naprawdę bardzo ciekawie :) Piękne, dokładne opisy, dzięki którym widzę wszystkie postacie i sceny tak, jakbym tam była. I wywołujesz tyle emocji! Naprawdę bardzo dobrze prowadzisz narrację i niesamowicie kreujesz realia swojego opowiadania. Jestem ciekawa, co wydarzy się dalej w życiu Mel i jej braciszka. Współczuje im, ale mam też nadzieje, że zły los się odmieni ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, życzę weny
P.S
W wolnej chwili zapraszam do siebie:
http://ironie-du-sort.blogspot.com/
Tak jak obiecałam, przeczytałam. Wiesz czego Ci zazdroszczę? Umiejętności budowania przepięknych opisów i kreowania postaci. Cudnie, choć nie do końca mój klimat, bo ja najchętniej czytam fantastykę. A jeśli chodzi o błędy, o których wspomniałaś, to dostrzegam je tylko w interpunkcji, szczególnie jeśli chodzi o imiesłowy przysłówkowe. A tak poza tym - jestem urzeczona :* pozdrawiam i zapraszam na nowy rozdział - http://oczy-blyszcza-po-zmroku.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńWow!
OdpowiedzUsuńWspaniały pierwszy rozdział.
Cudnie piszesz :)